Poniżej wrzucam Wam kawałek rozmowy z Magdą z najnowszego numeru gazety Pani. Całość pojawi się wkrótce, jak wybiorę się do kiosku po gazetę. :P
Antygwiazda. Chętnie bywa, ale w domu.
Pokazuje się na imprezach charytatywnych. Udaje kogoś, kim nie jest, w zabawach
z córką. I rozpływa się, kiedy słyszy komplement: „fajnie, że jesteś taka
normalna”.
Gratuluję awansu.
Magdalena Różczka: - Jakiego?!
Z asystentki pulmonologa na doktor medycyny ze specjalizacją z chirurgii ogólnej.
- Oszałamiająca kariera, zważywszy, że moje "studia medyczne"
w "Lekarzach" trwały trzy miesiące (śmiech). Ostatnio widziałam
się z kuzynką Karoliną, która po sześciu latach medycyny idzie właśnie na
staż. Zażartowałam: "No widzisz, a ja już się zajmuję
transplantologią".
Pozwól, że przypomnę - asystentką pulmonologa byłaś
w "Klanie".
- Aaaaa! To mógł być 2000 rok, kiedy zaczynałam szkołę i zarabiałam
statystowaniem. Nie wiem nawet, czy było widać moją twarz, czy tylko rękę...
Twoja mama nie marzyła, tak jak wielu rodziców, żeby jej dziecko zostało
lekarzem?
- Chyba nie. Zawsze mnie uważnie słuchała i nie narzucała swojego
zdania. Była pierwszą osobą, której powiedziałam o pomyśle na aktorstwo
i która we mnie uwierzyła.
To było już po tym, jak zaliczyłaś pół roku na informatyce, a potem
przeniosłaś się na socjologię?
- Tak, ale tamtych pomysłów też nie komentowała. Trzymała za mnie kciuki,
żebym robiła coś ciekawego. A gdy zdecydowałam się na wyjazd do Warszawy,
to już wiedziała, że żadna siła mnie nie zatrzyma.
Rozłąka z jedynaczką była bolesna?
- Na pewno, bo wcześniej wybierałam studia pod tym kątem, żeby być blisko -
cała moja rodzina mieszka w Nowej Soli, Polkowicach i Zielonej Górze,
dlatego właśnie tam błądziłam po dostępnych kierunkach. Rozstanie było bolesne,
jednak mama miała nadzieję, że mi się uda w Warszawie,
chociaż w najśmielszych oczekiwaniach żadna z nas nie przypuszczała,
co się wydarzy... (Podczas rozmowy Magda raz po raz odkłania się ludziom,
którzy mijają nasz stolik w winiarni).
To wszystko twoi znajomi?
- Nie, ale tak jest przez cały czas, od kiedy gram doktor Alicję - ktoś
widzi uśmiechniętą twarz i wydaje mu się, że mnie zna, a ja grzecznie
odpowiadam "dzień dobry" (śmiech).
Zdarzyło ci się kiedyś wziąć od kogoś autograf?
- Nie. Nie zrobiłam też sobie z kimś obcym zdjęcia, bo było mi
zwyczajnie głupio. Ale ostatnio gościłam w "Dzień dobry TVN"
i spotkałam Dagmarę Domińczyk (aktorka amerykańska polskiego pochodzenia -
przyp. red.) z mężem Patrickiem Wilsonem, którego oglądałam w serialu
"Anioły w Ameryce" i filmie "Małe dzieci" (zagrał
tam razem z Kate Winslet, film wyreżyserował Todd Field - przyp. red.).
Udawałam, że na niego nie patrzę, podeszłam do Dagmary, a ona mówi:
"Jak fajnie, że cię poznałam". "Co??? Mnie?". "Tak,
już napisałam SMS do mamy, że jest tutaj Różczka, i odpisała mi, żebym
koniecznie zrobiła sobie z tobą zdjęcie". Mało tego, poznaję Patricka, a on mówi: "Teściowa jest
u mnie co weekend, a wtedy w każdym telewizorze jesteś ty
i Małaszyński". Pomyślałam: "No dobra, skoro tak, to ja też
sobie z nimi zrobię zdjęcie!".
Wieszałaś plakaty z gwiazdami nad łóżkiem?
- Raz w życiu z Marilyn Monroe, kiedy przeczytałam jej wypowiedź,
że choćby tysiąc osób powiedziało, że jest niezdolną aktorką, ona i tak
nią zostanie. Za to zdanie ją pokochałam. Nie potrafiłabym w ten sposób
o sobie myśleć, ale chciałabym, chociaż w jednej setnej. Pierwszy rok
na studiach jest selekcyjny i ciągle słyszysz, że ktoś musi wypaść.
Zastanawiałam się wtedy, gdzie ponownie zdawać, jak mnie wyrzucą. Nie wiem,
skąd czerpałam wiarę w siebie i skąd brał się mój upór. Ale gdyby
tysiąc osób mi powiedziało, że jestem niezdolna, to już nie dałabym rady
w to brnąć.
Pamiętasz uwagę, która szczególnie cię zabolała?
- Mnie wszystko bolało. Moja zła dykcja spowodowała, że przez tydzień się
nie odzywałam i myślałam, że będę grała tylko niemowy. Do egzaminów
przygotowywała mnie pani Ewa Różbicka - po siedemdziesiątce, niewidoma. Był
z nią asystent, który mówił, jak wyglądam, a poza tym wszystko
genialnie słyszała. Kiedy pierwszy raz do niej poszłam, kazała mi przeczytać
przygotowany tekst. Wysłuchała go. "Ale czytałaś go wcześniej?",
upewniła się. "Tak, pani Ewo, znam go prawie na pamięć". "A
czytasz, jakbyś go pierwszy raz widziała na oczy". Po kilku miesiącach
powiedziała mi, że nie wiadomo, czy się dostanę na studia, bo liczą się nie
tylko umiejętności czy talent, lecz także szczęście. I dodała: "Ale
jeżeli ciebie nie przyjmą, to będą głupi".
Po szkole zapukałaś do drzwi wszystkich warszawskich teatrów, jednak
w żadnym cię nie przyjęli. Miałaś plan awaryjny?
- Miałam plan B, który był związany również z aktorstwem. Już
w czasie szkoły zaczęłam robić dubbingi do bajek i to mi sprawiało ogromną
frajdę. Myślałam nawet, że mogłabym pracować w radiu, tak jak Wanda
z "Czasu honoru" w szóstej serii - dwa dni temu miałam
pierwszy dzień zdjęciowy. Nie pukałam drugi i trzeci raz do teatru także
dlatego, że byłam już zajęta, zaczęłam grać w serialu "Oficer".
Małgorzata Fiejdasz-Kaczyńska
jj89: przepiękne zdjęcie pani Magdy :)
OdpowiedzUsuńMam już w posiadaniu gazetę, więc wrzucę Wam zdjęcia całego wywiadu i pozostałych fotografii, które są równie piękne. :)
Usuńjj89: super,nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam tę gazetę, to oszalałam ze szczęścia :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad i cudowne zdjęcia ^^