Poniedziałek
Wielkanocny
Alicja przekręciła się
na bok i spojrzała na budzącego się Maksa. Objęła go i cieszyli się wspólnym
porankiem.
Maks: Ale cisza. Już dawno nie obudziliśmy się
pierwsi od Julki i Franka.
Alicja: To prawda.
Ledwo dokończyła, a do
pokoju wpadła dwójka urwisów z wielkimi pistoletami napełnionymi wodą.
Franek: Ręce do góry!
Julka: Nie ruszać się.
Nie minęło pięć minut,
a sypialnia Ali i Maksa wyglądała jak jeziorko w pobliskim parku, a oni sami
ociekali wodą od czubka głowy po koniuszki palców u stóp.
Alicja: Zabiję ojca za te pistolety!
Dzieci wybiegły z
pokoju, a Ala z Maksem zmierzali w kierunku łazienki. Starali się być cicho, bo
myśleli, że Krystyna i Gustaw jeszcze śpią. Jakie było ich zdziwienie, kiedy
zobaczyli otwarte drzwi od pokoju gościnnego. Zajrzeli do środka, ale tam
nikogo nie było. Wystraszyli się, że coś się stało i szybkim krokiem poszli do
kuchni.
Maks: Nie wierzę! Wy też. Hahaha!
Alicja: No ładnie!
Dzieci słysząc głośne
śmiechy dobiegające z kuchni, przybiegły sprawdzić, co się stało. Zobaczyły rodziców i dziadków, którzy byli cali mokrzy i pokładali się ze śmiechu.
Alicja: Dobra łobuzy!
Koniec zabawy. Trzeba się wysuszyć i zetrzeć podłogę, bo jeszcze się któreś z
was poślizgnie.
Zdrowy rozsądek Alicji
nadal górował nad dobrą zabawą, to akurat nie uległo zmianie.
Kiedy wszyscy się
wysuszyli, przebrali i posprzątali mieszkanie udali się do Leona, gdzie mieli
spędzić drugi dzień Świąt. Siedzieli tam do późnego wieczora, mile spędzając
czas. Co jakiś przypominali sobie poranną sytuację w kuchni i wybuchali
śmiechem.
Julka i Franek zmęczeni dniem pełnym atrakcji usnęli na kanapie w
salonie, oglądając bajkę. Było już naprawdę późno, więc Alicja, Maks, Krystyna
i Gustaw zaczęli zbierać się do wyjścia. Poszli do salonu po dzieci i
zobaczyli, że maluchy śpią wtulone w siebie przed telewizorem. Alicja podeszła
do kanapy i już miała je budzić, gdy Leon powiedział: Zostaw. Tak smacznie śpią. Szkoda ich budzić. Niech zostaną u nas na noc.
Beata: Wy też zostańcie. Jutro rano pojedziecie.
Alicja: Nie. Jutro po południu mam dyżur, muszę się
przygotować.
Maks: To niech dzieciaki zostaną, a my pojedziemy.
Leon: Ja je rano przywiozę. Nie martwcie się.
Zwrócił się w stronę
rodziców Maksa: To może chociaż wy
zostaniecie? Pogadamy sobie jeszcze. Powspominamy. Nie wiadomo, kiedy się teraz
zobaczymy.
Gustaw: No dobra. Przekonałeś nas. Wrócimy rano z
Julką i Frankiem.
Maks z Alicją pożegnali
się ze wszystkimi, podziękowali za wspólnie spędzone Święta i udali się do
domu.
o czuję że będzie gorąco :D więc wstawiaj kolejną część :D
OdpowiedzUsuńŚwietne! :D
OdpowiedzUsuń