sobota, 17 sierpnia 2013

Relacja z Torunia - dzień drugi.

Cześć Kochani!

Właśnie czytacie 201 post na tym blogu. Ten czas tak szybko leci. Lada chwila III sezon. Dzięki, że jesteście, czytacie, komentujecie. Mam świadomość tego, że ostatnio trochę nie ogarniam i notki pojawiają się rzadziej, ale mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy. Po prostu mam za dużo na głowie. Pomimo wakacji nie mam ani chwili spokoju.. ciągle gdzieś biegnę, coś załatwiam. Nawet tu nad morzem cały czas mam coś do zrobienia..

Miałam wczoraj w nocy dodać relację z kolejnego dnia, ale tak mi zamulał internet, że straciłam cierpliwość. Ten krótki filmik, który wrzuciłam ładował się ponad godzinę.. Masakra totalna. Dlatego dodaję przebieg naszego drugiego dnia w Toruniu dopiero teraz. Nie mam przy sobie wszystkich materiałów, więc wstawiam tylko opis. Jak wrócę do domu to uzupełnię go zdjęciami i filmami. Minęło już sporo czasu i ciężko mi się to pisze. Dlatego też tak beznadziejnie mi to wychodzi. Wybaczcie.

Toruń - dzień drugi.

10 lipca 2013..
Budzik. Pobudka. Trzy godziny snu w zupełności wystarczą. Ciekawość dzisiejszego dnia wygrywa ze zmęczeniem. Zbieramy się. Śniadanie? Jakoś żadna nie ma na nie ochoty. Wychodzimy. Kierujemy swoje kroki w kierunku Wisły. Ze wszystkich sił próbujemy ustalić, na której ławeczce przysiadła swego czasu Alicja. Nie jest to wcale takie łatwe. Odnajdujemy schody, po których na rowerze zjechał Bartek. Robimy zdjęcia. Spacerując wzdłuż Wisły, kierujemy się w stronę mostu. Ustalamy trasy, którymi biegała Alicja. Kto by pomyślał, że takie drobnostki sprawiają tyle przyjemności? Wycieczka nad Wisłę zostawia mi pewną pamiątkę, o której w chwili obecnej nie mam jeszcze pojęcia. xD
Nie ma sensu dłużej tracić czasu. Kierunek - Copernicus! Mimo sporego odcinka drogi do pokonania, nie odczuwamy tej odległości. Rozmawiając o wszystkim, co do tej pory zobaczyłyśmy, docieramy pod nasz serialowy szpital, a w zasadzie budynek, który ku naszemu zdziwieniu, właśnie się w niego przeistacza. Brama tym razem jest szeroko otwarta, jakby zachęcała do wejścia na teren obiektu. Nie zastanawiamy się długo. Po chwili dzieli nas coraz mniejsza odległość od serialowego Copernicusa. Stoimy twarzą w twarz z ogromnym białym budynkiem. Robi wrażenie. Chwilowe milczenie i wgapianie się w obiekt, przerywa okrzyk jednej z nas: Poznajecie te ławeczki?! Nie musimy odpowiadać na to pytanie. To przecież oczywiste. Odwracamy się w ich kierunku. Szukamy tej jednej, wyjątkowej. Zbliżamy się do niej. Niesamowite! Niby to zwykły kawałek drewna, a jak cieszy? Każda nuci w głowie wiadomy utwór. Nienormalne? Kto by się tym przejmował? Trzeba zrobić tu zdjęcie. Błąd. Nie jedno. Całe mnóstwo. Niektóre z nas po tej sesji miały na spodniach pamiątkę w postaci żywicy. Żadna jednak nie zwróciła na to szczególnej uwagi. Nie w tym momencie. Zerkamy na budynek z perspektywy ławeczek. Teraz dopiero widzimy go w pełnej okazałości. Łał! Tylko tyle jestem w stanie z siebie wykrztusić. Ogarniam się jednak. Widzimy z daleka grupę mężczyzn, którzy w skupieniu nad czymś pracują. Podchodzimy bliżej. Spostrzegamy, że panowie pracują nad napisem SOR, a za nimi leży ogromny napis Copernicus. Wszystko jasne. Obiekt jest przygotowywany do zdjęć, które mają się lada chwila rozpocząć. W tym momencie jednak naszą uwagę przyciąga coś zupełnie innego. Drzwi budynku są otwarte. Ukradkiem zaglądamy do środka. Widać recepcję i statystów, którzy jakiś czas temu pojawili się w materiale na oficjalnej stronie. Teraz to już nas totalnie wryło w ziemię. Stoimy chwilę w bezruchu. Panowie, którzy pracują nad napisem dziwnie się na nas patrzą. Postanawiamy z nimi porozmawiać. Dowiadujemy się, że jutro zaczynają się zdjęcia. Super! Pomimo, że wiedziałyśmy o terminie ich rozpoczęcia, teraz dopiero dociera do nas ta informacja. Pojawia się iskierka nadziei, że spotkamy kogoś z ekipy. Szybko jednak odganiamy od siebie te myśli. Teraz naszym celem jest zupełnie coś innego. Pewnie się domyślacie.. Po głowie każdej z nas krąży jedna myśl.. jakby tu wejść do środka.. hmm.. trzeba załatwić to z panami. Są tacy mili. Damy radę! Przed przejściem do dręczącego nas pytania.. dłuższą chwilę żywo dyskutujemy na temat tego, co się tu dzieje. Proponujemy nawet, że chętnie pomożemy w wykonywaniu napisu. Robimy kolejne zdjęcia. Panowie śmieją się, że będą na Facebooku. Jest bardzo sympatycznie. To dobry moment, żeby zadać kluczowe pytanie – myślę. Do dzieła! Odpowiedź jest krótka i satysfakcjonująca! – Tak, możecie. Jest! Dziękujemy! Wchodzimy! Witamy się z osobami będącymi w środku i informujemy je, że dostałyśmy pozwolenie od panów. Nie napotykamy oporu. Po załatwieniu ‘formalności’ śmiało rozglądamy się dookoła. Szok! To mało powiedziane. Znów chwilowe zawieszenie. Głowa każdej z nas obraca się jak oszalała. Pomarańczowe krzesełka. Apteka. SOR. Recepcja. Schody. Góra. Pomarańczowe krzesełka. Apteka. SOR. Recepcja. Schody. Góra. Maks. Alicja. Beata. Elżbieta. Leon. Pomarańczowe krzesełka. Apteka. Beata i Maks. Chcesz być namiastką? Recepcja. Schody. Alicja i Maks. Góra. Przed oczami przesuwają się wszystkie sceny. W uszach brzmią znajome głosy. Pamięć pomaga dokładnie odtworzyć każdy wypowiedziany tu tekst przez wszystkich bohaterów. Czuję się dziwnie. Czy tylko ja? Czy dziewczyny maja to samo? Próbuję się pozbierać. Spoglądam na nie. Maja podobne miny. Nie rozmawiają. Rozglądają się dookoła. Teraz już wiem, że nie tylko ja ‘odpłynęłam’. Zróbcie mi zdjęcie na tych krzesełkach! – rzucam i wyrywam je z rozmyśleń. Ja też chcę! I ja! – słyszę. Zaczyna się! Czy nasze aparaty wytrzymają napięcie? Czy karty pamięci pomieszczą taką ilość zdjęć? Nie ma czasu się nad tym zastanawiać! Pstryk! Pstryk! Jak paparazzi normalnie! Znów to samo. Krzesełka. Pstryk! Apteka. Pstryk! SOR. Pamiętacie jak….? Pstryk! Recepcja. Ta scena.. Pstryk! Korytarz. Pstryk! Schody. Pstryk! To było tu! Macie rację! Pstryk! Upewniamy się czy możemy wejść na górę. Jest zgoda! Go! Teraz mamy świetny widok na cały dół. Stajemy w miejscu, gdzie rozmawiali Alicja z Maksem. Kurcze.. czuję się naprawdę dziwnie. To jest nie do opisania. Znów ‘odpływam’, ale tym razem nie na długo. Słyszę za swoimi plecami: Juliett, co Ty masz na spodenkach? Odwracam się. Słucham? – pytam zdziwiona. Ona ma taki wzór na nich – dochodzi do mnie głos kolejnej z dziewczyn. Usiłuję przypomnieć sobie wygląd własnych spodni. Jaki wzór? Może chodzi im o ten znaczek na pasku.. Nie mam pojęcia. Zresztą teraz są ważniejsze rzeczy.. Spostrzegam w oddali znajome drzwi. Podchodzimy bliżej. Gabinet Elżbiety. Drzwi są uchylone. W środku krzątają się dwie panie. Ukradkiem zaglądamy do pomieszczenia. Wchodzimy. Z każdym kolejnym krokiem jest coraz lepiej. Rozglądamy się. Robimy zdjęcia. Siadam na kanapie. Biorę do ręki, niepowieszony jeszcze certyfikat. Czytam na nim: dla Elżbiety Bosak. Wszystko w języku angielskim. Podziwiam profesjonalizm i dbanie o każdy szczegół. Przecież tego praktycznie nie widać w serialu. Kto dojrzy na ekranie, co tam jest napisane? - pytam sama siebie. Przecież nikt się aż tak nie przygląda. Błąd. Zapomniałam, że my rozkminiamy absolutnie wszystko. Wstaję. Podchodzę do biurka Eli. Odwracam w swoją stronę zdjęcie stojące w ramce. Janek. Wszystko się zgadza. Potem kieruję swe kroki w stronę biblioteczki. Przyglądam się grzbietom książek. Wszystkie medyczne. Nie ukrywam zdziwienia. To wszystko jest tak dopracowane. Chylę czoła osobom, które za tym stoją. Naprawdę wykonują kawał dobrej roboty. Jeszcze raz obejmuję wzrokiem cały gabinet. Robi wrażenie. Zresztą jak wszystko tutaj. Żegnamy się z paniami i opuszczamy pomieszczenie. Ponownie spoglądamy z góry na recepcję i cały hol. Nie wszystko jest gotowe. Sporo pracy przed nimi. Tabliczki z napisami stoją oparte o ściany. W recepcji panuje lekki chaos. Zdążą. Do jutra jeszcze sporo czasu. Schodzimy w dół. Dziękujemy za możliwość zwiedzenia obiektu. Wychodzimy na zewnątrz. Podchodzimy do panów. Ponownie dziękujemy im za pomoc i proponujemy, że chętnie wykleimy z nimi napis. Śmieją się. Chwilę z nimi rozmawiamy. Dowiadujemy się o której jutro przybywa ekipa. Serce zaczyna nam mocniej bić. Chociaż i tak od chwili przekroczenia progu serialowego szpitala, wali jak oszalałe. Oddalamy się w kierunku ulubionych ławeczek. Fotografujemy cały gmach budynku. Chcąc zachować anonimowość strzelamy sobie zdjęcia tyłem, aby wrzucić na bloga. Nie mamy pojęcia, że wkrótce wszystko szlag trafi. Umieramy ze śmiechu. Mamy tyle do obgadania. Już teraz wiem, że ta noc będzie nieprzespana. Wcale się tym nie przejmuję.
Hostel. Wróciłyśmy się przebrać. Wchodzę do łazienki. Staję przed lustrem. Odwracam się, bo ktoś wchodzi. Kątem oka widzę coś dziwnego na swoich spodenkach. Już wiem o co chodziło dziewczynom. Na jednym pośladku napis: OK., na drugim dziwne wzory. Co to jest? – zastanawiam się. Po paru minutach stwierdzam, że to efekt porannych zdjęć nad Wisłą. Śmieję się razem ze swoim odbiciem w lustrze. Całkiem niezłe to nowe graffiti na moim zadzie. xD Próbuję się opanować. Wracam do pokoju. Uśmiech nie znika z mej twarzy. Informuję dziewczyny, że ten wzór na moich spodniach to nie zasługa projektanta, ale efekt mojej głupoty. One są zdziwione, bo graffiti wygląda całkiem profesjonalnie. Zmieniam ubranie. Robimy zdjęcia albumu, żeby wrzucić na bloga. Trzeba być przygotowanym w razie gdyby jutro udało nam się go komuś wręczyć. Wychodzimy na miasto. Parę spojrzeń. Chwila namysłu. Decyzja podjęta. Po kilkunastu minutach ponownie stoimy przed Copernicusem. Teraz patrzę jednak na budynek nieco inaczej. Nie jest to biały bezosobowy Park Handlowy, ale nasz serialowy szpital. Wszystkie napisy powieszone. Teraz widzę przed sobą tą samą budowlę, co na szklanym ekranie. Uśmiecham się od ucha do ucha. Dostrzegam, że nie ma już panów, którzy dbali o przygotowanie obiektu do zdjęć. Wygląda na to, że z zewnątrz wszystko już gotowe. Wejście główne zamknięte. Czyżby uporali się także z wnętrzem? Ciekawe.. Siadamy na ławeczce przed SOR-em. Rozmawiamy. Wyłączam się na chwilę. Analizuję w głowie wnętrze Copernicusa. Hol. SOR. Recepcja. Schody. Góra. Gabinet Elżbiety. Wszystko się zgadza. Gdzie jednak gabinet Leona? Sale chorych? Pokój lekarski? Szpitalny bufet? Tajemne miejsce Jivana i Maksa? Hmm.. Tutaj na pewno tego nie ma, bo zwiedziłyśmy absolutnie każdy kąt. Z przemyśleń wyrywa mnie odgłos otwieranego okna. Odwracam głowę. Widzę panią, którą spotkałyśmy wcześniej w gabinecie Elżbiety. Ostatnie prace porządkowe. Jutro wszystko musi być perfekcyjnie. Podjeżdża samochód z logo TVN. Wysiada para młodych ludzi z dzieckiem i dwoma psami. Wymieniamy się spojrzeniami. Chwilę rozmawiamy na temat biegających zwierząt. Przysłuchujemy się rozmowie pomiędzy panią myjącą okna a przyjezdnymi. Parę minut później odjeżdżają, a my znów zostajemy na ławeczce. Dopada nas głupawka. Chyba z nadmiaru wrażeń. Robimy zdjęcia. Coraz głupsze i dziwniejsze. Wyjmujemy nasze karty ‘Lekarze ratują życie’. W torebce znajduję dwa zdjęcia z Alicją i Maksem. Mam wizję! ^^ Po chwili wszystko leży obok napisu SOR. Kolejna sesja zdjęciowa. Tyłem – na bloga. Przodem – dla siebie. Wygłupiamy się. Trochę to trwa. Przychodzi ochroniarz. Informuje nas, że zamyka bramę. Nie daje się przekonać, abyśmy zostały tu na noc. Odpuszczamy. Zbliżamy się do wyjścia. Ponownie zagadujemy ochroniarza. Upewniamy się co do godziny rozpoczęcia zdjęć i możliwości wejścia na teren obiektu w tym czasie. Z ciężkim sercem opuszczamy teren serialowego szpitala. Droga powrotna mija nam bardzo szybko. Mamy tyle do omówienia i ustalenia. Udajemy się na ul. Podmurną. Robimy zdjęcia. Każda jednak nadal przetwarza w głowie wszystko, co się dziś wydarzyło. Nie możemy się skupić na żadnym obiekcie. Chyba trzeba gdzieś usiąść i porozmawiać. Czytamy tabliczkę: Róże i Zen. Uśmiechamy się. To jest to! Wchodzimy do środka. Miejsce powala swoim klimatem. Siadamy przy stoliku. Składamy zamówienie. Szukamy wzrokiem stolika, przy którym siedziała Beata z Jackiem. Jest! Niesamowite! Spędzamy tu dużo czasu. Rozmyślamy nad tym, jak Beata weszła do środka. Przecież tu nie ma przejścia! W serialu wszystko jest możliwe! :P Czas mija szybko. Jednego jestem pewna. Zakochałam się w tym miejscu i na pewno tu wrócę. Robię milion zdjęć. Wnętrze, w którym się znajdujemy jest.. Tego się nie da opisać.. To trzeba poczuć.. W tle cichutka muzyka.. wokół kwiatowe kompozycje, stary rower, mury obrośnięte bluszczem. Nigdy nie byłam w takim miejscu. Dlaczego obok mojego miejsca zamieszkania nie znajduje się takie cudo?!
4:00
Dyskusja nie ma końca. Nie odczuwam zmęczenia, wręcz przeciwnie – rozpiera mnie energia. Dobrze, że jutro ekipa ma być około 12:00, bo inaczej byśmy wyglądały jak zoombi. Może uda nam się zdrzemnąć chociaż dwie godziny, ale na pewno jeszcze nie teraz..

9 komentarzy:

  1. Jak wspaniale się to czyta! Czuję się prawie jakbym tam była z Wami i jakbyśmy się znały ze sto lat - świetny pomysł z taką formą wspomnień :))Co tu dużo pisać, zazdroszczę Wam jak nie wiem, tych możliwości, tych spotkań, nowych znajomości eeeh wszystkiego! Jesteście wielkimi szczęściarami! Niecierpliwie czekam na dzień 3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jj89: No i uśmiech od ucha do ucha :D:D byle tak dalej Juliett :D:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się czyta Twoje relacje Juliett tak samo jak Moni niby przeżyłyście to samo ale każda z Was to odbiera na swój sposób tak trzymać! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super piszesz, oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Siostra jestem z Ciebie dumna :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super się to czyta. Aż mi się to wszystko przypomniało. Jak to miło, że piszesz z takiej perspektywy. Działa na wyobraźnię i fajnie oddaje to, co tam się działo.

    Grafitti na zadzie xD. To była dopiero historia. ;)

    Czekam cierpliwie na relacji część dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anett: Siostrzyczko, dzieki tej relacji nasze wspomnienia sa ciagle zywe i na pewno wiele razy tutaj zajrzymy zeby odswiezyc w pamieci niejeden szczegol tamtych niesamowitych chwil! Forma i styl trafione :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. S-U-P-E-R ! ! !

    @Double

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na stronę ;) https://www.facebook.com/lekarzeever
    Wszystko dla Lekarzomaniaków :)

    OdpowiedzUsuń