sobota, 7 września 2013

Czy śmierć zawsze jest bez sensu?

Cześć Kochani!

Poniżej kolejna część mojego opowiadania.

Miłego czytania! ;)

Maks wychodząc z SOR-u włożył odruchowo rękę do kieszeni fartucha i natychmiast przypomniał sobie, co miał dzisiaj zrobić. Skierował swoje kroki w kierunku tajemniczego miejsca, ale nikogo tam nie zastał. Zdziwił się, ponieważ zazwyczaj o tej porze Jivan miał sesję. Kolejnym miejscem, w którym postanowił szukać przyjaciela był jego gabinet. Tym razem się nie pomylił. Jivan siedział przy biurku pogrążony we własnych myślach.

Cały czas brzęczała Gajewskiemu w uszach ostatnia rozmowa z Józkiem..

Jivan: Jestem lekarzem.
Józek: Bądź kumplem.. Boję się. Zawsze się bałem. Pamiętasz jak przed maturą schowałeś się w kiblu? Jak chciałeś odpuścić?
Jivan: Ty wyciągnąłeś mnie stamtąd i dałeś mi kopa.
Józek: Ja naprawdę wtedy tego kopa potrzebowałem bardziej niż ty.
Jivan: Nie wiedziałem.
Józek: To już wiesz..

Nawet nie zauważył, że Maks wszedł do środka. Keller podszedł bliżej. Już miał coś krzyknąć, aby zwrócić uwagę przyjaciela, ale powstrzymał się. Dostrzegł rozpacz malującą się na jego twarzy. Nie wiedział co zrobić. Nigdy nie widział go w takim stanie. Położył dłoń na jego ramieniu, nie odzywając się przy tym ani słowem. Jivan się ocknął i spojrzał na Maksa.


Mam coś dla ciebie.- powiedział Maks patrząc mu w oczy i wyjmując z kieszeni białą kartkę papieru.
Co to jest?- zapytał Gajewski.


Keller jednak nie odpowiedział. Wręczył mu list i wyszedł z gabinetu, zostawiając przyjaciela samego.
Jivan powoli rozgiął kartkę i spojrzał na zawartość wiadomości. Po przeczytaniu pierwszej linijki już wiedział, kto jest autorem listu.

Piszę do Ciebie, bo wiem, że zbliża się moment mojego odejścia. Takie rzeczy się czuje. Strasznie się boję. Zawsze się bałem śmierci. Teraz wiem, że jest coraz bliżej mnie. Wiem, że robiliście wszystko i jestem wdzięczny, że przedłużyliście mi życie o tych kilka tygodni. Dziękuję, że poświęciłeś mi tyle czasu, że się nie poddałeś. Teraz jednak już pora na mnie. Napisanie tych kilku zdań sprawia mi tak ogromny ból, że nie mogę oddychać. Ręka, wzrok..


Tekst był coraz bardziej niewyraźny i rozmazany. Jivan z trudem rozszyfrowywał kolejne linijki. Z każdym zdaniem coś w nim pękało. Kartka powoli przesiąkała jego łzami.

.. wszystko odmawia mi posłuszeństwa. Żałuję tylko, że moje oczy nigdy nie zobaczą Twojego syna, a moje ręce nigdy nie będą go trzymać. Ucałuj go od wujka. Zawsze chciałem mieć syna. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Ty będziesz miał już drugiego, a ja żadnego. Tak bardzo Ci zazdroszczę. Mi to nigdy nie będzie dane.. Opowiedz mu kiedyś o mnie. O naszej kapeli, młodości. Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Chcoiaż nasz kontakt wyglądał jak wyglądał, nigdy nie miałem lepszego. Cieszę się, że moje ostatnie chwile spędziłem właśnie w Twoim towarzystwie. Trzymaj się chłopie! Bądź silny! Opiekuj się rodziną. Kończę, bo nie jestem w stanie pisać dalej.. Chciałbym jeszcze tylko..

J.


Gajewski kompletnie się rozkleił. Nigdy mu się to nie zdarzyło. Zawsze opanowany, będący podporą dla innych, w tej jednej chwili rozpłakał się jak małe dziecko, które zgubiło w tłumie ludzi swoich rodziców. Nie potrafił kompletnie poradzić sobie z sytuacją, w jakiej się znalazł. Słowa przyjaciela totalnie wyprowadziły go z równowagi.

Nawet nie miał siły dokończyć.. Udawał twardziela, a w głębi przeczuwał, że zbliża się jego kres. Dlaczego mi nie powiedział? Dlaczego tak późno trafił do naszego szpitala? Dlaczego on? Dlaczego nie pozna mojego syna? Dlaczego?! - zadawał sobie milion pytań, na które nie znał odpowiedzi. To dzięki niemu dostałem się na medycynę. Gdyby nie on.. nigdy nie odważyłbym się spróbować. I po co mi to było? Kiedy własnemu przyjacielowi nie potrafiłem pomóc? Tylko stałem obok i bezczynnie patrzyłem jak umiera.. - Gajewski nie był w stanie w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć sobie zaistniałej sytuacji. Siedział już tak ponad godzinę, szukając sensu w tym, co się wydarzyło, kiedy do jego gabinetu weszła Alicja. Nawet nie zareagował. Siedział nieruchomo i wpatrywał się w przemoczony kawałek papieru leżący przed nim. Ala widząc, w jakim jest stanie, chciała się wycofać, ale coś kazało jej zostać.


Adam..- wyszeptała, podchodząc bliżej niego.
.. Ewa prosiła, żebyś do niej.. do nich przyszedł. Nie byłeś u nich cały dzień. Ona się o Ciebie martwi. Musić być silny. Dla niej. Dla waszego syna. Kiedy zmarła moja mama, świat zawalił mi się pod stopami. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Miałam tylko ją..

Jivan odwrócił się i spojrzał w jej zaszklone oczy.

Jak ci się udało..? - zapytał.

Śmierć zawsze jest bez sensu.. Wiedziałam jednak, że nie cofnę czasu. Zaakceptowałam to, chociaż było bardzo ciężko. Nie dało się tego w żaden sposób wytłumaczyć. Pozostało mi tylko się z tym pogodzić. Poza tym miałam Krzysztofa. Miałam dla kogo żyć.. a ty.. masz wspaniałą żonę, trójkę małych dzieci, którym jesteś bardzo potrzebny. Idź do nich, czekają na ciebie.


Ala położyła dłonie na ramionach Gajewskiego i mocno je zacisnęła. On wstał, wsadził do kieszeni list i ruszył w kierunku drzwi. Zanim je przekroczył, odwrócił się, spojrzał na nią i wyszeptał: Dziękuję.

Alicji było dość niezręcznie wyrywać go ze stanu, w jakim się znajdował, ale wiedziała, że kiedy umarła jej mama, ona tego potrzebowała. Porzebowała, żeby ktoś ja postawił do pionu, nie zadając pytań i nie pozwalając na pogrążanie się i rozpamiętywanie tego, co się stało. Dlatego postanowiła, że go tak nie zostawi..

***

Jivan wszedł do łazienki, przemył twarz zimną wodą i po kilku minutach znalazł się w sali, w której leżała Ewa. Pocałował ją w czoło i zbliżył się do swojego synka, który leżał obok niej na szpitalnym łóżku.. Bał się patrzeć jej w oczy, żeby nie widziała w nich bólu. Jednak Ewa doskonale wiedziała, co się dzieje. Rozumiała go. O nic nie pytała. Położyła swoją dłoń na jego i oboje wpatrywali się w swojego synka. Po kilku minutach Ewa wyszeptała nad śpiącym maluchem: Musimy wybrać imię. Minęło kilkanaście sekund zanim do Adama dotarły jej słowa. Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.

Masz jakiś pomysł? - spytała.

Jivan patrzył na nią w milczeniu, a po chwili rzekł: Tak, mam. Chcę, żeby miał na imię Józek. Spuścił wzrok i oczekiwał na rekację Ewy. Ona położyła dłoń na jego policzku, ocierając przy tym spływającą łzę, uniosła kciukiem podbródek, kierując na siebie jego wzrok i powiedziała: Jutro zabierzemy Józka do domu. Uśmiechnęli się do siebie i zwrócili wzrok w kierunku noworodka, leżącego na łóżku. Chociaż Jivanowi było trudno, to starał się myśleć, że może to jakiś znak, że narodziny jego dziecka zbiegły się w czasie ze śmiecią przyjaciela. Może dzięki temu łatwiej mu będzie sobie z tym poradzić. Może jego synek będzie nosił w sobie namiastkę jego przyjaciela?

5 komentarzy:

  1. Przepięknie opisane :D Aż mi się łezka zakręciła.

    OdpowiedzUsuń
  2. jj89: Cudownie po prostu ;* Mnóstwo emocji,wspaniale się to czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Zresztą jak zawsze. :P Czekamy na kolejne części :D
    ANULA

    OdpowiedzUsuń
  4. I powiem Ci szczerze, że też mnie ta część wzruszyła. Znowu mam przed oczami to jak Józek umierał i jak cholernie to było smutne. Świetnie to opisałaś, więc wspomnienia wróciły. I uwielbiam ten cytat: "Śmierć zawsze jest bez sensu.. Wiedziałam jednak, że nie cofnę czasu. Zaakceptowałam to, chociaż było bardzo ciężko. Nie dało się tego w żaden sposób wytłumaczyć. Pozostało mi tylko się z tym pogodzić. Poza tym miałam Krzysztofa. Miałam dla kogo żyć.. a ty.. masz wspaniałą żonę, trójkę małych dzieci, którym jesteś bardzo potrzebny. Idź do nich, czekają na ciebie."

    Oby tak dalej Siostra! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, ale super... Oryginalny pomysł, świetne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń